AKTUALNOŚCI
 

Wiadomości 

  

W poszukiwaniu samolotu i zapomnianych mogił w Bronowie
18.06.2008 

Trudno wymarzyć sobie lepsze okoliczności i warunki w jakich można prowadzić prace poszukiwacze - optymalna temperatura, piękna, cicha okolica z niewielkim parkiem otaczającym ruiny starego pałacu oraz intrygujący cel - odnalezienie pozostałości po niezidentyfikowanym samolocie zestrzelonym przez Niemców podczas II wojny światowej oraz mogiły, w której złożono jego dwuosobową załogę.

Bronów (gm. Dobromierz, pow. świdnicki) to niewielka wieś położona na Dolnym Śląsku, której historia sięga początków XIV wieku. Początkowo będąca własnością rodziny von Both, w XVI wieku została przejęta przez bogaty ród Schaffgotschów, właścicieli licznych dóbr i kopalni na całym Dolnym Śląsku. W ich ręku wieś pozostawała do połowy XVIII w., kiedy to Bronów został wykupiony przez przedstawiciela znanego i wpływowego rodu Mutiusów pochodzącego z Miśni. Kolejni potomkowie rodu przebudowali XVIII wieczny pałac i rozwijali wieś znajdującą się w połowie ważnej gospodarczo drogi pomiędzy będącymi w posiadaniu rodu przędzalniami w Świebodzicach i tkalniami w Bolkowie. W 1939 roku Bronów (niem. Börnchen) liczył 175 mieszkańców, żyjących w solidnych domach rozmieszczonych wzdłuż drogi i centralnie położonego pałacu, otoczonego przepięknymi ogrodami. Napaść na Polskę i pierwsze lata wojny nie odcisnęły początkowo swojego piętna na miejscowości. Życie biegło tu swoim torem, którego rytm zakłócały wiadomości z dalekiego frontu i znikający z domów mężczyźni w poborowym wieku, wciągani w tryby rozrastającej się machiny wojennej III Rzeszy. Rekompensując niedobór rąk do pracy administracja niemiecka kierowała do wioski przymusowych robotników pochodzących z podbitych narodów, wśród nich wielu Polaków. Jednym z nich był 14-letni Jan Gwóźdź, który po zakończeniu wojny zamieszkał w okolicy Bronowa. Przez długie powojenne lata pracując w pobliskim Dobromierzu jako taksówkarz, opowiadał swoim kolegom zapamiętane przez siebie wydarzenia mające miejsce w niewielkiej leżącej na uboczu wsi. Szczególnie jedno utkwiło mu głęboko w pamięci. W 1944 lub 1945 roku nad miejscowością pojawił się niezidentyfikowany samolot lecący z kierunku Dobromierza. W wyniku ognia prowadzonego przez rozmieszczone na polowych stanowiskach niemieckie baterie przeciwlotnicze maszyna runęła na ziemię. Dwuosobowa załoga, która poniosła śmierć na miejscu miała zostać pochowana w pobliżu zestrzelonej maszyny. Zarówno mogiła, jak i sam wrak znalazły się w parku bezpośrednio przylegającym do pałacowego kompleksu w Bronowie.

Opowieść nieżyjącego już Jana Gwoździa przez lata potwierdzało jeszcze kilku innych Polaków, którzy znaleźli się podczas II wojny światowej na terenie Bronowa. Niestety, nikt z nich nie był w stanie podać szczegółów mogących pomóc w ustaleniu przynależności państwowej strąconej maszyny. Relacja o konkretnym wydarzeniu zmieniła się stopniowo w legendę pielęgnowaną w pamięci mieszkańców. Mimo upływu czasu o mogile pamiętano, zapalając czasem w dniu Wszystkich Świętych na niej świeczki...

Być może jeszcze długie lata bezimienna mogiła symbolizowałaby jedynie nieznany, lokalny, drugowojenny epizod, gdyby nie inicjatywa mieszkańca Bronowa Jana Patynka. Wcześniej Pan Jan wraz z bratem Bronisławem próbowali zainteresować tą informacją władze lokalne - bezskutecznie. Ostatecznie na początku bieżącego roku wspólnie z synem Robertem, skierowali drogą mailową zapytanie do IPN w Warszawie, informując o całej sprawie i wszystkich okolicznościach z nią związanych. Wiadomość została przesłana do wrocławskiego oddziału IPN, z którym redakcja "Odkrywcy" od lat współpracuje (m.in. w sprawie napisów umieszczonych w celach PUBP w Bolesławcu, patrz "Odkrywca" nr 2/2005, 12/2007). W porównaniu do innych kierowanych do Instytutu zgłoszeń dotyczących możliwości istnienia mogił z II wojny, w przypadku Bronowa w grę wchodziła także możliwość zalegania w terenie pozostałości po zestrzelonym samolocie. Dlatego też wiadomość, która odbyła tak długą drogę ostatecznie trafiła do "Odkrywcy". Natychmiast zgodziliśmy się ją zweryfikować. Planowana przez nas na przełom kwietnia i maja akcja poszukiwawcza miała skoncentrować się na sprawdzeniu wiarygodności informacji o istnieniu we wskazanym miejscu mogiły lotników oraz odpowiedzi na pytanie: czy w okolicy pałacu mogą znajdować się części z niezidentyfikowanego samolotu. Byliśmy dobrej myśli, nawet w przypadku całkowitego usunięcia wraku, w terenie powinna pozostać jeszcze wystarczająca ilość "drobnicy", aby bezbłędnie zlokalizować miejsce gdzie maszyna zetknęła się z ziemią.
Dzięki pomocy P. Agnieszki Zawadzkiej z Urzędu Gminy w Dobromierzu dosyć szybko udało się skontaktować z właścicielem terenu Fundacją im. Tomasza Morusa, której zarząd wraz z prezesem Januszem Laską wyraził zgodę na przeprowadzenie prac. Wspólnie z "Odkrywcą" badania przeprowadził obejmujący nadzór nad całością archeolog dr Paweł Konczewski z Pracowni Archeologiczno-Konserwatorskiej "ANTIQUA".

30.IV o godzinie 9. rano uzbrojeni w zezwolenie Delegatury Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Wałbrzychu rozpoczęliśmy akcję. Na określony w dużym przybliżeniu teren, gdzie miały znajdować się po wojnie szczątki niezidentyfikowanego samolotu wyruszyli członkowie Grupy Poszukiwawczej Odkrywcy - Paweł Piątkiewicz, Łukasz Orlicki oraz wspierający nas ochotnicy z Wrocławia Patryk Sowa i Adrian Kot. W drugim z planowanych miejsc - tam, gdzie wg wskazań świadków miały znajdować się bezimienne mogiły przygotowania do badań rozpoczął archeolog dr Paweł Konczewski i Tomasz Stolarczyk, wspierani przez Izabelę Kwiecińską i Piotra Maszkowskiego. Następne godziny wypełnił odgłos sygnałów dźwiękowych z wykrywaczy metalu oraz szczęk łopat i ziemi przesypywanej w kolejnych powtarzających się ruchach.

Poszukiwania dzień pierwszy

Wydawać by się mogło, że park przylegający do starego kompleksu pałacowego to miejsce, gdzie łatwo będzie natrafić na różnego rodzaju zagubione przedmioty, porzucone bądź zapomniane przez lata jego użytkowania. Tymczasem, kolejne obiecujące sygnały okazywały się współczesnymi metalowymi rupieciami, fragmentami różnego rodzaju śmieci, oraz przede wszystkim zbiorem kapsli i nakrętek po napojach wyskokowych, czyli największym przekleństwem użytkowników detektora. Po kilku godzinach dokładnych poszukiwań w sektorach wyznaczonych do badania nie odnaleźliśmy żadnych elementów mogących być interpretowane jako części lotnicze. Poszczególne, niewielkie metalowe fragmenty, co do których pochodzenia nie mieliśmy pewności, znajdowały się pojedynczo w dużym rozproszeniu. Nic nie wskazywało i nie wskazuje, aby można je było połączyć z domniemanym samolotem. Sukcesu nie przyniosło również rozszerzenie terenu badań, poza wyznaczony w relacjach rejon. Jedynym przedmiotem związanym z całą pewnością z II wojną światową na jaki natknęliśmy się była niemal całkowicie zniszczona łuska od karabinu Mauser. Późnym popołudniem musieliśmy przyznać, że niestety opowieść o rozbitym, czy jak braliśmy pod uwagę przeciągniętym z miejsca zestrzelenia do parku niezidentyfikowanym samolotem nie znajduje żadnego potwierdzenia w terenie… Postanowiliśmy wstrzymać się z rozszerzeniem pasa badań do momentu zweryfikowania drugiej części informacji. Czy poszukiwania prowadzone w miejscu wskazywanym jako mogiła "pilotów" miały również okazać się nieefektywne?

W tym samym czasie, gdy ostatnie kapsle pozbawiały złudzeń poszukujących szczątków samolotu eksploratorów, w profilu archeologicznym wykonanym przez Tomasza Stolarczyka i Pawła Konczewskiego można już było odczytać ślad wykonanego przed ponad 60. laty wkopu. Przez następne godziny odsłonięte zostały kolejne warstwy ziemi, coraz wyraźniej skrywające mogiłę. Wreszcie na głębokości około 80 cm pojawiły się kości i resztki umundurowania jednego z "lotników"… zupełnie nie pasujące do jakiekolwiek rodzaju kombinezonu czy munduru lotniczego. Już wkrótce pytanie o przynależność państwową pogrzebanego w tym miejscu żołnierza otrzymało niespodziewaną odpowiedź. W wyłaniającej się spod łopatki archeologa ziemi błysnął metal odznaki. Wyraźnie widoczne szczegóły nie pozostawiały wątpliwości - była to nadawana w latach 1940-45, Niemiecka Odznaka za Rany III klasy (czarna, wz. 2), przyznawana za odniesienie dwóch ran na froncie. Wraz z kolejnymi odsłanianymi elementami wyposażenia, m.in. szelkami bojowymi, mundurowymi guzikami, zapięciami od celty, coraz wyraźniej widać było, że pochowany w tym miejscu żołnierz służył w którejś z formacji piechoty armii niemieckiej. W późnych godzinach popołudniowych zgodnie z procedurą dotycząca odnalezienia szczątków ludzkich o znalezisku została poinformowana Policja. Przybyła na miejsce wspólnie z policjantami prokurator po przeprowadzonych oględzinach podjęła decyzję o zabezpieczeniu w prosektorium szczątków żołnierza. Podczas przeprowadzanej ekshumacji zostały odnalezione kolejne fragmenty wyposażenia i umundurowania żołnierskiego. Najcenniejszym znaleziskiem okazała się połowa znaku tożsamości zamknięta w niewielkim pojemniku na tłuszcze tzw. maselniczce. Na nieśmiertelniku widniał napis "Stm. Kp. I. E. B. 238" oraz numer indywidualny żołnierza "16" oraz grupa krwi "B". Rozwinięcie i tłumaczenie skrótu brzmi: "Stammkompanie Infanterie Ersatz Bataillon 238" czyli Kompania Kadrowa 238 Zapasowego Batalionu Piechoty. Odnalezienie tylko jednej połówki świadczyło, że jej druga część została zatrzymana jako świadectwo zgonu. Obecność niemieckiego żołnierza w pierwszej mogile nie oznaczała jeszcze, że w sąsiedniej nie zostanie odnaleziony zestrzelony bądź zmarły w innych okolicznościach pilot. Ostateczną odpowiedź na pytanie miał przynieść kolejny dzień…

II mogiła

Prace prowadzone 1 maja w godzinach przedpołudniowych były prowadzone już w trochę innej atmosferze. Mimo braku efektów akcji poszukiwania szczątków samolotu relacje dotyczące pogrzebania w ogrodzie bronowskiego pałacu nieznanych żołnierzy zostały potwierdzone. Pozostawało jedynie przeprowadzić do końca archeologiczny wykop, aby sprawa została definitywnie zakończona. W godzinach popołudniowych pod łopatką Marcina Stolarczyka pojawiły się kości czaszki i resztki umundurowania, którego fragmenty m.in. pozostałości celty w kamuflażu używanym przez Wehrmacht wskazywały, iż w drugiej mogile znajduje się prawdopodobnie również niemiecki żołnierz. Wraz ze szczątkami odsłonięte zostało kilka przedmiotów - ołówek, maska p-gaz w charakterystycznym pojemniku, torba na części zamienne wz. 34 do karabinu maszynowego MG, fragmenty pasa z mocno zniszczoną klamrą Wehrmachtu oraz pochwą od bagnetu i kilka sztuk luźno leżącej niemieckiej amunicji. Ułożenie ciała i stan kości wskazywały na poważne obrażenia jakie odniósł wcześniej żołnierz, spowodowane być może eksplozją pocisku lub bomby. Do czasu przyjazdu policji i pracowników zakładu odpowiedzialnego za transport szczątków nie udało się zlokalizować nieśmiertelnika. Dopiero przeszukanie opróżnionej już mogiły za pomocą wykrywacza pozwoliło na odnalezienie całego, nie przełamanego znaku tożsamości. Czy jego właściciel ciągle figuruje na liście zaginionych? Po wstępnym oczyszczeniu można było dostrzec układający się na blaszce napis "Stm. Kp. I. E. B. 238" oraz numer indywidualny "5672", i grupę krwi "A". Rozwinięcie skrótu brzmi - "Stammkompanie Pionier Ersatz Batalion II Abteilung 28", czyli Kompania Kadrowa II Zapasowego Batalionu Saperów. Oddział 28. Zyskaliśmy absolutną pewność w domniemanej mogile alianckich lotników odnalezieni zostali niemieccy żołnierze… Czy świadczy to o tym, że polscy robotnicy przymusowi zupełnie rozminęli się z prawdą? Na to pytanie nie jest łatwo odpowiedzieć. Większość z przekazywanych ustnie relacji, dotyczących wydarzeń z okresu II wojny światowej nosi na sobie piętno czasu. Nawet w przypadku gdy żyją jeszcze naoczni świadkowie, zapamiętane przez nich szczegóły potrafią ulec wraz z upływającym czasem kolejnym modyfikacjom, często uniemożliwiającym ostateczną weryfikację. Dlatego nie możemy wykluczyć, że pracujący przymusowo w miejscowości Polacy, rzeczywiście byli świadkami zestrzelenia samolotu i śmierci załogi, która została pochowana w Bronowie i być może spoczywa tam do dzisiaj. Jedno jest pewne, miejscem tym nie jest teren przylegający bezpośrednio do pałacu w Bronowie.

Co możemy powiedzieć o odnalezionych podczas poszukiwań żołnierzach niemieckich? W jakich okolicznościach i kiedy mogli zginąć? Z jakich dokładnie formacji pochodzili? Mimo zdawałoby się doskonale zachowanych nieśmiertelników, na większość pytań nie można podać zadowalającej odpowiedzi. Obydwa znaki tożsamości pochodzą bowiem z jednostek zapasowych, bardzo często zdarzało się, że żołnierze którzy przechodzili szkolenie w tych ośrodkach zachowywali swoje nieśmiertelniki pełniąc służbę już w jednostkach frontowych. W takich przypadkach nie odnotowywano na znakach tożsamości nowego przydziału. Z pewnością sytuacja taka miała miejsce w obu przypadkach. Niski numer osobowy - "16", żołnierza odnalezionego w pierwszej mogile świadczył, iż mógł on pozostawać w szeregach Wehrmachtu nawet od sierpnia 1939 roku, od momentu gdy w miejscowości Stuttgart-Zuffenhausen został utworzony 238 zapasowy batalion piechoty. Jednak kwestia przydziału i numeru jednostki w jakiej ostatecznie znaleźli się obydwaj żołnierze na terenie Bronowa pozostanie na razie nierozwiązana. Podobne trudności pozostają również w przypadku określenia przybliżonej daty pochówku i okoliczności śmierci. Mimo że w pobliżu Bronowa przygotowywano z pewnością pozycje obronne i na leżących obok wzniesieniach do dzisiaj widoczne są ślady transzei i polowych stanowisk, to sama miejscowość nie została raczej zniszczona w wyniku działań wojennych. Bardzo prawdopodobne, że została ona zajęta ostatecznie bez walki dopiero w maju 1945 roku przez oddziały 31. Armii Ogólnowojskowej, działającej w ramach operacji praskiej. Być może obydwaj żołnierze polegli za linią frontu od eksplozji bomby bądź pocisku artyleryjskiego, na co wskazywałby obrażenia i położenie ciał. Okoliczności śmierci pozostaną jedynie w sferze spekulacji i domniemań...

19.V.2008 r. szczątki obydwu żołnierzy zostały przekazane Polsko-Niemieckiej Fundacji "Pamięć" z Warszawy. Przez następne miesiące władze Fundacji podejmą decyzję o miejscu nowego pochówku, najprawdopodobniej będzie to cmentarz wojenny w Siemianowicach Śląskich, na którym spoczywa już około 30 tys. niemieckich żołnierzy. Dane z obydwu znaków tożsamości zostały przekazane stronie niemieckiej, która przeprowadzi dokładną identyfikację, ustali tożsamość i ew. dokona wykreślenia z listy zaginionych. Nasza praca została zakończona, teczka z napisem "Bronów" może zostać odłożona ad Acta…
Zdjęcia: arch. Redakcji.

Dziękujemy za wspólną akcję i olbrzymią pomoc dr Pawłowi Konczewskiemu z Pracowni Archeologiczno-Konserwatorskiej "ANTIQUA", Tomaszowi i Marcinowi Stolarczykom oraz Patrykowi Sowie i Adrianowi Kotowi, Fundacji im. Tomasza Morusa oraz mieszkańcom Bronowa - Janowi, Robertowi i Bronisławowi Patynkom oraz Edwardowi Hałdasiowi.
Dziękujemy za pomoc w identyfikacji znaków tożsamości Tomaszowi Czabańskiemu z Fundacji "Pomost" i Aleksandrowi Rostockiemu.

ŁUKASZ ORLICKI


Ruiny pałacu w Bronowie, w pobliżu którego miały znajdować się ciała pilotów i szczątki samolotu. Zaskakujący jest fakt, że jeszcze kilkanaście lat temu w obiekcie mieszali ludzie. Dziś pałac znajduje się w fatalnym stanie.

Początek pracy w miejscu, gdzie miała znajdować się mogiła. Dr Paweł Konczewski i Tomasz Stolarczyk przygotowują wykop.

Poszukiwania szczątków samolotu.

Prace przy pierwszej mogile.

Odnalezione szczątki tuż przed ekshumacją.

Pierwszy dowód - Niemiecka Odznaka za Rany III klasy.

Druga mogiła, obok znajdują się wydobyte przedmioty m.in. maska p-gaz

Znaki tożsamości należące do obydwu żołnierzy.

19 maja szczątki żołnierzy zostały przekazane Fundacji "Pamięć".

 

 


 

 

do góry  |

Oficjalny serwis Urzędu Gminy w Dobromierzu  - Wszelkie prawa zastrzeżone
design by TONER